Wyjechałem w kierunku Łasku przez Marzenin i Pruszków żeby spotkać Jacka, który od jakiegoś czasu był już na treningu. Razem pojechaliśmy na Widawę, a następnie przez Burzenin i Sieradz do Zduńskiej. Jacek robił dziś swój program treningowy więc żeby nie przeszkadzać siedziałem mu cały czas na kole. Dzięki temu miałem stosunkowo lekki trening wytrzymałościowy, a o to mi chodziło. Jazda w drugiej i trzeciej strefie, kadencje wyższe i wysokie. Pogoda dziś była super samopoczucie też.
Z kolegami Gześkiem i Piotrkiem na trasie Kotlinki - Szadek - Łask - Widawa - Zduńska Wola. Do kotlinek spokojnie rozgrzewkowo, resztę trasy do Widawy pokonaliśmy coraz mocniej podkręcając tempo na zmiany. Ostatnie kilometry pod Widawą tempo wyścigowe. Od Widawy do Zduńskiej w dosłownie spacerowym tempie. Samopoczucie bardzo dobre. Kadencje bardzo różne zależnie od ukształtowania terenu.
O 10:00 pod biedronką stawiło się 13 kolarzy ! Miałem nadzieję, że ktoś wyrazi chęć wyjazdu ze mną do Wielunia na ostatni etap wyścigu Szlakiem Bursztynowym, ale dojechaliśmy razem tylko do Widawy i dalej popedałowałem sam, a reszta pojechała na Sieradz. Wiało porządnie i całą drogę do Wielunia miałem wmordewind. Najpierw pojechałem za Wieluń do Skomlina na lotną premię, ale okazało się, że harmonogram z internetu nie pokrywa się z czasem przejazdu peletonu w rzeczywistości i musiałbym czekać dwie godziny więc wróciłem do Wielunia. Na rynku w pobliżu mety odbywał się prawdziwy festyn więc się nie nudziłem, tym bardziej, że Jacek z kolegą z Łodzi Jankiem w ramach pokonania planowanych 200km postanowili przyjechać do Wielunia. Posiedzieliśmy godzinę i Jacek z Jankiem pojechali dalej, a ja znów ruszyłem w kierunku Skomlina na przeciw peletonowi. Wreszcie po ok 10 km pojawił się wóz policyjny i samochody sędziowskie. Zawróciłem i ok 300m za samochodami sędziów gnałem do Wielunia co by mnie peleton nie dogonił. Heh opłaciło się bo kibice myśleli, że to samotna ucieczka i miałem po drodze niezły doping :-) We Wieluniu kolarze mieli do przejechania 10 rund i to kryterium uliczne zdominowali zawodnicy CCC Polsat Polkowice nadając niesamowite tempo i rozciągając stawkę. Wielu zawodników strzelało i zdublowani zjeżdżali do swoich wozów technicznych. Etap wygrał Krzysztof Jeżowski, a cały wyścig Łukasz Bodnar. Powrót do domu miałem komfortowy bo z wiatrem, pod Widawą spotkałem Jacka i razem dojechaliśmy do Zduńskiej.
Z kolegą Zdziśkiem pojechaliśmy do Konopnicy zobaczyć kolarzy ścigających się w XXIV Ogólnopolskim Wyścigu Kolarskim Szlakiem Bursztynowym 2009. W wyścigu biorą udział cztery polskie zawodowe grupy kolarskie, ekipa z Litwy, oraz drużyny polskich klubów kolarskich. Przyjechaliśmy trochę za wcześnie i czekaliśmy na lotnej premii w Konopnicy prawie 40 minut zanim pojawili się kolarze. Linię premii z około dziesięciosekundową przewagą minęła dwójka zawodników - Adam Wadecki i... jeszcze ktoś, ale nie znam człeka :-) Za moment pojawił się rozpędzony peleton, który miał dużo większą prędkość niż uciekająca dwójka więc ucieczka nie miała szans. Kolarze pojechali i my też... w spokojnym tempie tym razem pod dość upierdliwy wiatr. Jazda w pierwszej i drugiej strefie czyli wytrzymałościowo. Pogoda super samopoczucie dobre choć qrna kark boli nadal.
Wyjechaliśmy Jacek i ja żeby zrobić niezbyt intensywny trening, ale kilka kilometrów za Zduńską wyprzedził nas Piotrek i nie zwalniając gnał oddalając się od nas. Chcieliśmy go gonić, ale na moment mnie zatkało i Piotrek uciekł na dość znaczną odległość. Odpocząłem chwilę i jadąc z Jackiem na zmiany systematycznie choć powoli doganialiśmy uciekiniera. Dopadliśmy go za Rossoszycą. Tempo jazdy było dość wysokie i w połowie dystansu między Wartą, a Sieradzem miałem już dość i odpuściłem. Jacek poczekał za mną i razem wrócilimy do Zduńskiej Woli. Trasa Kotlinki - Rossoszyca - Warta - Sieradz - Zd-Wola.
Wyjechaliśmy na trening w składzie: Grzesiek i team BCT - Mariusz, Dawid, Damian, Jacek i ja. Trasa Kotlinki - Rossoszyca - Zadzim - Dąbrówka - Szadek - Zd-Wola. Młodzi od razu narzucili dość wysokie tempo i musiałem chować się "w kołach". Jak tylko wyjechaliśmy na trasę do Rossoszycy zaczęło się - Mariusz podkręcił tempo do 45km/godz i wytrzymałem to może kilometr - zatkało mnie kompletnie i zostałem. Goniłem peletonik zawzięcie z prędkością ok 38-40km/godz i w końcu w Rossoszycy koledzy zwolnili i doszedłem grupę. Potem jakoś, choć z trudem trzymałem się na kole Jacka, jechaliśmy około 35km/godz, ale pod Zadzimiem miałem już dość, nogi jak z waty i definitywnie strzeliłem. Jakby tego było mało okropnie rozbolał mnie kark, wściekły i zdołowany samotnie z prędkościa 20-25km/godz pokonałem resztę trasy. Szybciej nie miałem siły jechać.
Z kolegą z teamu Jackiem na trasie Widawa - Burzenin - Sieradz - Polków. Jacek ćwiczył dziś "deptanie" czyli jazdę na ciężkim przełożeniu z niską kadencją przez godzinę, więc cały ten czas siedziałem mu na kole. Dopiero pod Sieradzem trochę pociągnąłem. Od Sieradza do Zduni spokojnie w pierwszej i drugiej strefie. Samopoczucie.. nogi z początku ciężkie po wczorajszym treningu, ale później się rozkręciłem. Pogoda idealna na rower. Moje kadencje średnie i wysokie.
Trening z kolegami Jarkiem, Piotrkiem i Grześkiem. Trasa Kotlinki - Szadek - Łask - Zd- Wola. Do Szadku spokojnie rozgrzewkowo, potem tempo na zmiany do Łasku. Zatrzymałem się na chwilę w sklepiku i koledzy gdzieś się zapodziali, więc samotnie kontynuowałem jazdę - tempówka do mostu karsznickiego. Reszta spokojnie na ochłonięcie.
Samopoczucie dobre, ciepło więc dzisiaj ubrany na krótko.
Samotnie do Łasku i pod Pruszków żeby spotkać się z grupą kolegów, którzy wyjechali wcześniej. Z powrotem już w grupie tą samą drogą. Kilka przyspieszeń na łagodnych podjazdach, reszta w spokojnym tempie. Samopoczucie dobre mimo bólu brzucha, który jeszcze pozostał po dwóch dniach grypy jelitowej. Pogoda słoneczna i wiosenna.
Trening z kolegami z teamu braćmi Dawidem i Mariuszem na żwirowni w Męce. Dojazd i powrót w dość mocnym tempie. Na miejscu robiliśmy ok 3 kilometrowe rundy w urozmaiconym terenie, więc było dużo technicznej jazdy, podjazdów i zjazdów. Ja zrobiłem cztery rundy, koledzy pięć. Samopoczucie kiepskie, czułem zmęczenie i ciężkie nogi, bolał kark. Za tydzień maraton w Łodzi a u mnie kiepsko z formą na terenowych podjazdach. Pogoda też do kitu cały czas padał deszcz.